1 października
Św. Teresy od Dzieciątka Jezus, dziewicy, patronki misji
Urodzona w Alençon we Francji w roku 1873, Maria Franciszka Teresa Martin wstąpiła do zakonu karmelitanek bosych w Lisieux, w roku 1889. Miała wtedy piętnaście lat. 30 września 1897 roku oddała duszę Bogu.
Na szczęście historia tych dziewięciu lat jest dokładnie opisana w autobiografii ("Dzieje duszy"), której każdy wiersz odznacza się naturalną prostotą literackiego geniuszu.
W zakonie spędziła dziewięć lat, praktykując wśród ustawicznych cierpień swoją "małą drogę dziecięctwa duchowego", którą pojmowała jako doskonałe wypełnienie wszystkich, nawet najmniejszych obowiązków w prostocie, z miłości ku Bogu, "aby Panu Jezusowi sprawić przyjemność". Było to życie bardzo ukryte. W rzeczywistości nikt jej nie znał, nie dostrzegał olbrzymich przemian duchowych, jakie w ciągu życia zakonnego dokonały się w jej duszy. Dopiero pod koniec życia, gdy siostry uświadomiły sobie, że ich najmłodsza współtowarzyszka jest ciężko, nieuleczalnie chora, wówczas dopiero najbliższe otoczenie poznało prawdziwą wartość jej świętej duszy.
Święta szła ku śmierci świadomie, pragnęła jej. To nie była u niej ucieczka od życia, ale ten stan miłości, w którym wszystkie uroki ziemskie bledną wobec pragnienia spotkania z Jezusem.
Ale między bramą śmierci, za którą czekał Jezus, a życiem leżał próg strasznych cierpień, które trzeba było przyjąć i znieść. Święta głęboko zrozumiała znaczenie tajemniczych słów św. Pawła: "Co do mnie, nie daj Boże, bym się miał chlubić z czego innego, jak tylko z krzyża Pana naszego Jezusa Chrystusa, dzięki któremu świat stał się ukrzyżowany dla mnie, a ja dla świata... Przecież ja na ciele swoim noszę znamię przynależności do Jezusa" (Ga 6, 14; 17).
Św. Teresa nie pragnęła śmierci, aby uniknąć cierpień, ani by uciec od walk, jakie przynosi życie, ale dlatego, że pożerało ją gorące pragnienie nieba. Wierzyła zresztą, że dopiero po śmierci rozpocznie się prawdziwa jej misja szczególniejszej orędowniczki dla tych, których ziemska wędrówka jeszcze się nie skończyła.
Przez całe życie była wierną spadkobierczynią najpiękniejszych tradycji wszystkich wielkich świętych i doktorów Kościoła: czci Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny. Można wątpić, czy św. Bernard, ten miodopłynny "harfiarz Maryi", mógłby napisać piękniejszą i bardziej wzruszającą zwrotkę niż ta, którą św. Teresa zakończyła swój ostatni w życiu wiersz:
Wkrótce w Bożych niebiosach będę Cię widziała
Gdzie pieśń świętych o Tobie napełnia przestrzenie,
W ranku życia mojego Tyś mi uśmiech dała;
Uśmiechnij się znów, oto już wieczoru cienie!...
Nie trwożę się twych blasków po ziemskiej ciemności,
Jam cierpienia dzieliła Twe i ciężkie znoje...
Teraz u stóp Twych pragnę śpiewać hymn radości:
Czemu kocham Cię Matko? - Bom ja dziecię Twoje!
Modlitwa: Boże, Ty otwierasz bramy swojego królestwa pokornym i małym, spraw, abyśmy z ufnością wstępowali w ślady świętej Teresy od Dzieciątka Jezus i za jej wstawiennictwem osiągnęli Twoją wieczną chwałę. Amen.